środa, 22 października 2014

Curly Heads - "Ruby Dress Skinny Dog" (2014)




O Curly Heads pierwszy raz usłyszałem półtora roku temu gdy na Dawida Podsiadło zrobił się wielki boom i wspominał kilka razy w wywiadach o swoim pierwotnym zespole, który założył w liceum. Dodawał do tego, że to co tworzy z Curly Heads jest właśnie tą "jego muzyką", a nie to co nagrał na solowym albumie i że to właśnie grając w Curly Heads może być sobą. W inspiracjach była mowa o Arctic Monkeys i The Stroeks, więc tym bardziej nie mogłem doczekać się ich debiutu.

W wakacje zagrali kilka koncertów podczas Męskiego Grania i wypuścili pierwszy oficjalny singiel "Reconcile". To był zdecydowanie strzał w dziesiątkę. Od pierwszej sekundy numeru słychać bardzo dobre rockowe granie i wokal Dawida w zupełnie innej formie, niż ta do której zdążył nas przyzwyczaić. Utwór trwa 2:40 i ani przez chwilę nie zwalnia tempa. Od samego początku, aż do końca moc kawałka mógłbym porównać do hitowego singla "Song 2" zespołu Blur. Mój apetyt został dzięki temu jeszcze bardziej zaostrzony.

Kilka dni przed oficjalną premierą, płyta miała swój debiut na Spotify. Pierwszy odsłuch i jedno wielkie "wow". Dawno nie słyszałem tak dobrej płyty jakiegokolwiek polskiego zespołu, a zwłaszcza debiutanta! Na płycie brakuje wszystkich wymuszonych udziwnień, które niestety teraz są bardzo popularne (chociaż nie wiem czemu). Chłopakom do pełni szczęścia wystarczą tylko gitary, perkusja i wokal. To jest znany od dawna przepis na dobrą rockową płytę. Curly Heads z niego skorzystali i wyszli na tym bardzo dobrze. Jak bardzo trzeba być bezczelnym aby tak łoić na tych gitarach i wręcz z buciorami wchodzić w cały ten muzyczny świat, a przy okazji wybijając wszystkie okna po drodze. Chłopaki z Curly Heads zdecydowanie nie mają żadnych kompleksów... i bardzo dobrze!! Każdy z utworów w pewnym sensie jest podobny do reszty. Spokojny początek, który z każdą chwilą przechodzi w coraz głośniejsze granie, żeby na koniec postawić kropkę nad i. Oprócz singla, moją uwagę od razu przykuły kawałki "Love Again", "Midnight crash" i "Synthlove". Co jest ważne, Dawid Podsiadło brzmi bardzo dobrze, a cały zespół bawi się tym wszystkim, bo można wyczuć ten luz, który pewnie panował podczas nagrywania płyty.

"Ruby Dress Skinny Dog" jest niewątpliwie świetnym debiutem. Na polskim rynku muzycznym już dawno nie było tak mocnej, a zarazem prostej płyty. Super start i czuję, że zrobią tą płytą niemałego zamieszania. A jeżeli zespół będzie dawał z siebie wszystko na każdym koncercie to bardzo ciekaw jestem ich formy pod koniec trasy.



Ocena: 8/10



wtorek, 21 października 2014

Mikromusic - Rotunda 18.10.14




18 października w krakowskim Centrum Kultury Rotunda zagrał zespół Mikromusic. Zespół, który na swoim koncie ma 5 długogrających płyt, a najnowsze wydawnictwo, czyli DVD zespołu, będzie miało premierę już za kilka dni. Dlatego był to bardzo dobry moment aby zobaczyć w jakiej formie koncertowej jest Mikromusic.

Pierwsze co rzuciło się w oczy po wejściu do Rotundy to... krzesła. Mikromusic faktycznie grają spokojną muzykę, ale chyba nie aż tak aby na całej sali porozkładać krzesła. Był to duży minus koncertu. Dało się odczuć barierę, która jest między zespołem, a publicznością. Większe rozluźnienie miało miejsce dopiero podczas bisów, gdzie zespół otrzymał oklaski na stojąco, po których wszyscy... znów usiedli.

Cały koncert wypadł bardzo dobrze. Nie zabrakło takich hitów jak "Sopot", "Za mało" czy najnowsze "Lato 1996". Zespół brzmiał bardzo dobrze, a utwory dekorował dobrą dawką improwizacji, dzięki czemu wszystko brzmiało dużo świeżej. Mikromusic na bis wychodzili dwa razy. Za pierwszym razem odegrali ponownie utwór "Takiego chłopaka" tłumacząc się, że muszą nagrać gdy cała sala śpiewa słowo "TAKIEGO" na ich materiał DVD, ponieważ na właściwym koncercie były problemy techniczne. Wszystko było zakończone długimi owacjami na stojąco.

Mikromusic są w dobrej kondycji i warto pójść na ich koncert podczas aktualnej trasy. Można będzie się trochę wyciszyć, ale też i wybawić.

Ocena: 6/10








piątek, 17 października 2014

Czesław Śpiewa - "Księga Emigrantów. Tom I" (2014)



"Księga Emigrantów" jest tym co, jak sam mówi Czesław, chciał zawsze nagrać. Było to zachęcające, lecz po poprzednich płytach podchodziłem trochę sceptycznie do najnowszego wydawnictwa Czesława. Od 6 lat jestem zauroczony "Debiutem", a od 3 lekko zawiedziony płytą z utworami Miłosza. Dałem jednak szansę najnowszej płycie polsko-duńskiego emigranta.

Na płycie jest 13 opowieści o tym, co się Czesławowi nie podoba w polskich emigrantach. Smutne i zabawne historie o naszej Polonii. Pierwszy singiel czyli "Poszukaj męża" to bardzo przyjemny rytmiczny numer z miłym refrenem. Od razu słychać w jakim klimacie będzie cały album. Wszystko utrzymane jest w lekko kabaretowym klimacie, który jest w stanie wywołać uśmiech na twarzy i który znany jest z poprzednich dokonań Czesława. Cała płyta brzmi równie dobrze jak singiel. Tytuły mogą wydać się kontrowersyjne ale wykonuje je Czesław i ci, którzy znają jego twórczość wiedzą aby utwory jak "Nienawidzę Cię Polsko", "Biały Murzyn" czy "Z dala od rodaków" dzielić na pół. Komu się "dostało" w utworach z "Księgi Emigrantów"? Ano wielu osobom, zaczynając od rządu i premiera, przechodząc przez katolików, robotników, profesorów i magistrów, Kubę Wojewódzkiego i Kingę Rusin, a kończąc ogólnie na Polsce. Wszystkie teksty w każdym z tych trzynastu utworów są bardzo zgrabne i humorystyczne, czyli takie do jakich Czesław zdążył nas przyzwyczaić. Jest to oczywiście też zasługa Michała Zabłockiego, który świetnie współpracuje z Czesławem.
Zespół rozpoczął właśnie trasę promującą to wydawnictwo, więc warto wybrać się na koncert i posłuchać jak materiał z "Księgi Emigrantów" brzmi na żywo, a przy okazji posłuchać licznych opowieści Czesława, które jak zwykle będą ubarwiać występ.

Jakby nie odbierać tekstów typu "nienawidzę Cię Polsko" czy "tango profesor, tango docencik w kraju ważniaki, tutaj śmieć." to trzeba pamiętać, że wszystkie numery z "Księgi Emigrantów" są... po prostu prześmiewcze, satyryczne i należy podchodzić do nich z odpowiednim dystansem. Niestety czytając różne inne recenzje widzę, że tego dystansu wielu osobom zabrakło. Według mnie cały zespół Czesław Śpiewa jak i Michał Zabłocki, który również jest odpowiedzialny za to dzieło, wykonali kawał dobrej roboty! Warto przesłuchać pierwszego tomu trylogii Czesława.

Ocena: 7/10