piątek, 24 czerwca 2016

Festiwalowy sezon rozpoczęty! - Life Festival Oświęcim 2016



Tak jest! Rok wyczekiwania i oto jest! Lato!! A co wiąże się z latem? Festiwale muzyczne! Z każdym rokiem coraz bardziej pozerskie i zamieniające się w festiwale modowe, ale trudno Life Festival Oświęcim na pewno nie jest takim wydarzeniem.

Udało mi się trafić na ten festiwal dzięki Radio 17 i możliwości zrobienia relacji. Praca podczas festiwalu muzycznego? Czy można chcieć czegoś więcej? Pewnie super lineupu i taki praktycznie był na LFO2016. Może nie było super trendowych zespołów, ale chyba nie o to chodzi w tym wydarzeniu. Na LFO zawsze było bardziej dojrzale, średnia wieku również była zdecydowanie wyższa niż na innych festiwalach. Ale mimo tego, każdy znalazł coś co go urzekło. W sobotę gwiazdą wieczoru był Elton John, w sumie legenda.. każdy o nim słyszał nawet jeżeli nie chodzi o sprawy czysto muzyczne :-) Dla mnie jednak w sobotę najbardziej liczył się John Newman. Miałem ogromną ochotę podensić przy jego hitach, które wpadają w ucho jak mało co. Totalnie się to udało! Koncert o 19:00, słońce świeci prosto na scenę ale zabawa i tak była najlepsza! Co ten gość ma w nogach, że tak wywija na scenie? Serio, Newman mógłby być równie dobrze gwiazdą wieczoru i by pozamiatał!!! 

Elton? Gwiazda. "Czuć piniondz" jakby to powiedział Sławomir, gwiazda rock polo. Cekinowa marynara, tęczowe kolory, perkusista w podeszłym wieku ale z mega stylem i w białych rękawiczkach. Koncert jak koncert... znam jeden numer Eltona, ale na koncercie okazało się, że jednak dwa ;-) Było poprawnie, po praktycznie każdym numerze odchodził lub chociaż wstawał od swojego pianina i dziękował publiczności. Jego zespół mimo wieku również dobrze uderzał w te swoje instrumenty. Elton pewnie miał zapisane w kontrakcie o której musi skończyć koncert, dlatego na scenie pojawił się przed 21 czyli "za dnia". Odebrało to trochę Eltonowej magii na początku ale i tak było na bogatości.

Kto skorzystał na wcześniejszej godzinie koncertu Eltona? Dawid Podsiadło. Jego występ ruszył o 23:00 gdy część osób już wyszła. Wstyd się przyznać ale był to mój pierwszy koncert solowego Dawida, dlatego chciałem zobaczyć co to będzie, zwłaszcza, że nowy album jest całkiem w porzo. Nie zawiodłem się. Przyjemnie, delikatnie, kiedy trzeba było to z przytupem, nowymi aranżacjami, ale też i eksperymentalnie. Podsiadło to faktycznie gwiazda, jego zespół to prze-profesjonaliści. To co oni wywijają na scenie jest ciężkie do opisania, trzeba zobaczyć :-)

Niedzielę zacząłem nieco szybciej, bo od koncertu Taco Hemingwaya. Długo czekałem aby móc po raz pierwszy pójść na jego koncert. Przytrafiło się to przy okazji LFO i to jeszcze w dzień kiedy wszyscy raczej czekali na Queen, niż na Taco. Koncert odbył się bez większych szaleństw. Publiczność raczej średnio kojarzyła co w ogóle wyprawia się na scenie. Taco po wielu wyprzedanych koncertach i hype jaki na niego był, zderzył się z publicznością, która jednak nie śpiewała razem z nim. Szkoda, bo koncert mógłby być świetny, a tak to pobujałem się samemu i podśpiewywałem co nieco o następnych stacjach i, że mi wszystko jedno. 

Kolejne dwa zespoły czyli Jeremy? z Bułgarii i Ninet Tayeb z Izraela były dobrym momentem na chillowanie i zbieranie sił przed Perfektem i Queen :-) Serio, Perfekt... zawsze kojarzył mi się z festynowym graniem i traktowałem ten koncert trochę w ramach śmieszkowania, ale Panowie tak pozamiatali, że głowa mała!!! Serio, przez pewien moment miałem w głowie myśl czy Queen będzie w stanie przebić koncert naszych rodaków!! 

Queen rozpoczął równo o 23:00, tak samo punktualnie jak ulewa, która rozpoczęła sie nad Oświęcimiem. Deszcz padał coraz mocniej, a Adam lambert na scenie nie zmniejszał tempa nawet na minutę. Wielkim fanem Queen nie jestem, jakoś pominąłem ten zespół podczas swojej edukacji muzycznej, ale koncert, show i cała otoczka sprawiała, że bardzo mi się podobało. Adam Lambert zaśpiewał elegancko i według mnie nie było mowy o profanacji. Oddał należyty szacunek Freddiemu i kropka. Może i jest to tylko granie dla hajsu ale kurde.... ile osób oni uszczęśliwiają takim jednym koncertem? Szacun.

Organizacyjnie było jako tako. Brak opasek uniemożliwiał wychodzenie z terenu festiwalu. Brak jakiś przemyślanych rozwiązań ewakuacyjnych (?) chodzi o to, że stałem 45 minut w korku aby wyjechać z.... PARKINGU... no ale lajtowo. Była to 7 edycja LFO i z każdym rokiem festiwal się rozrasta. Wierzę, że za rok będzie jeszcze lepiej i wszystkie zastrzeżenia będą naprawione. 




poniedziałek, 6 czerwca 2016

Co to za czary? Kortez Live Akustycznie - Forty Kleparz 5.06.16



Bardzo długo zwlekałem z pójściem na koncert Korteza. Nie dlatego, że nie byłem przekonany, bardziej dlatego, że termin kiedy grał w Krakowie nigdy nie był dla mnie w porządku.... albo bilety były wyprzedane. Przydarzyła się niezła okazja bo swój akustyczny set zaprezentował w Fortach przy okazji eliminacji do Life Festival Oświęcim. Wydarzenie bardzo dobre, reklamowane jako darmowe, więc spodziewałem się dzikich tłumów. Kortez za darmo, ludzie!! I to jeszcze w klubie!!! Ku mojemu zdziwieniu, było dużo miejsca, a ludzie wybrali chyba inne rozrywki tego niedzielnego wieczoru. Dla mnie to tylko lepiej.

Kortez zagrał chyba typowego Korteza. Enigmatycznie, z jednym światłem rzuconym tylko na niego. Dawało to świetny klimat. Sam fakt, że podczas śpiewania utworów na sali była niesamowita cisza. Każdy mógł przeżywać koncert w sposób jaki najbardziej mu odpowiada. Nie było natrętnych osób, które by coś komentowały, lub po prostu rozmawiały. Już dawno nie byłem na tak intymnym koncercie. Setlista raczej przewidywalna, ale i tak po każdym numerze były 2 - 3 sekundy totalnej ciszy co jeszcze lepiej podkreślało to jak ludzie przeżywają jego muzykę. Czasowo też trwała raczej normalnie, może lekko krócej, ale i tak wszystko zleciało w mgnieniu oka.

Po całym występie mogłem zbierać szczękę z podłogi. Po każdym numerze mówiłem sobie "ożesz... ale ten gość niszczy!" i tak było... nie był słabych momentów. Mimo, że "Bumerang" jest już prawie rok na rynku, a niektóre utwory pomijam słuchając ich na iPodzie, to na koncercie wszystkie nabrały nowej świeżości. Czekałem z wypiekami na twarzy na kolejne dźwięki i słowa, które... kurna... znam na pamięć. Ale to jednak nie był koncert gdzie wypadało śpiewać na całe gardło, cicho mruczałem je pod nosem i to było to, bo całe show należało do Korteza i nie warto było przeszkadzać i jemu i innym w odbiorze koncertu. Kilka razy byłem na koncercie Czesława, gdzie atmosfera była równie intymna, lecz tam ludzie zachowywali trochę mniej "intymności". Wczorajszy koncert wynagrodził mi te wszystkie występy, na których gada publika przeszkadzając mi w odbiorze. Jeżeli więc będziesz mieć kiedyś okazję zobaczyć Korteza na żywo, nie wahaj się ani sekundy! Idź na koncert! Szczególnie gdy gra akustycznie!