Sama zawartość płyty jest trochę jednostajną. Spośród 10 utworów wyróżnia się jeden, który nie jest aż tak melancholijny jak pozostałe i jest to "Human". Pozostałe utwory utrzymane są w jednym tempie i w jednym charakterze. Łączy się tu perfekcja z prostotą. Do końca wyszlifowane łączą się ze świetnie przemyślanymi momentami utworów. Płyta trafia w mój gust. Lubię takie singer-songwriterskie klimaty z akustycznymi gitarami i w sumie minimalistycznym udziałem reszty instrumentów. Lubię tez takie spokojne wokale Lecz zdecydowanie ta płyta nie jest dobra do słuchania w każdym momencie. W domu idealna na wieczór, a na festiwalu dobra na scenę pod jakimś namiotem. Dla kogoś, kto na co dzień nie słucha takiej muzyki, będzie do najnudniejsza płyta świata. Fakt, momentami chciałoby się usłyszeć ostrzejsze gitary, szybszą perkusję, lecz przez 45 minut płyty, trudno jest tego doświadczyć.
Daughter póki co w planach koncertowych nie ma Polski. Omija Openera i OFFa, a szkoda, bo koncert na pewno cieszyłby się niemałym zainteresowaniem.
Ocena 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz