Mimo idealnych dla mnie dwóch głównych "gwiazd" nie będzie mi dane pojechać na Openera, ale byłem już na zaawansowanym etapie planowania i rezerwowania. Naszła mnie więc pewna refleksja. Kto tak naprawdę chce zarobić na festiwalu? Wiadomo organizatorzy - europejski festiwal, europejskie ceny (dla nas). Dlatego był reklamowany jako świetna alternatywa Glastonbury (serio?) czy Reading Festival. Skoro wszystko jest na europejskim, a momentami i na światowym poziomie to mieszkańcy Gdyni, Trójmiasta i okolicznych miejscowości nie mogli pozostać dłużni. Szukanie ewentualnego noclegu zacząłem trochę późno, bo w kwietniu, ale już wtedy zauważyłem specjalną cenową rubryczkę "Opener" z wyższą ceną. Raz mniej, raz więcej. Rekordową przebitką było chyba wynajęcie mieszkania na festiwal w cenie 1200zł za noc, gdy normalnie kosztowało ono... 200zł. Nagle rozmnożyły się również "prywatne kwatery". Kaziu nie ma miejsca w swoim "pensjonacie", ale kolega, po drugiej stronie ulicy, na pewno chętnie przygarnie, już podajemy numer, proszę już dzwonić. i mean what the... Rozumiem, że uczestnik festiwalu w oczach mieszkańców to plik banknotów ale nie można przesadzać. Idąc tym tropem domyślam się, że restauracje i inne nadmorskie atrakcje w sezonie openerowym również skaczą o co najmniej 100% w górę. Chyba już dawno wyjazd na Openera nie zamykał się w tych 500zł za bilet...
Mimo ogromnej sympatii do Blur i AM wybiorę i w tym roku tańszy, ale równie dobry OFF Festival w Katowicach. a) bliżej, b) taniej, c) kameralniej. Zespoły zupełnie innej rangi, co nie oznacza gorsze, ceny w mieście takie same jak zawsze, nie ma podnoszenia cen noclegów, a i ludzie na OFFie "stylowo" podobni są do tych z Openera...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz