niedziela, 16 listopada 2014

Artur Rojek - relacja z koncertu, Klub Studio 13.11.2014





W czwartek 13 listopada w krakowskim klubie Studio wystąpił Artur Rojek. Ten rok zdecydowanie należy do niego. Występy na najważniejszych festiwalach, utwory na pierwszych listach przebojów, a mimo wszystko nadal zachowany klimat lekkiego wycofania i alternatywy. Po marcowym koncercie w Krakowie musiałem zobaczyć czy Rojek zmienił coś w swojej koncertowej prezencji przez ten czas. Jakie wnioski??

Pierwszy wniosek, który nasunął się od razu po wejściu do klubu to fakt, że udało mu się zapełnić całe Studio w środku tygodnia w czwartek! Już dawno nie byłem na koncercie, który przy takiej cenie biletów był tak zapełniony, że każdy stał z kimś ramię w ramię, a to wszystko w tygodniu. Druga sprawa, był to chyba pierwszy koncert bez charakterystycznego, dużego loga "AR" na scenie. W zamian za to były gustowne zasłonki. Trzecia i ostatnia sprawa, publiczność znała praktycznie każdy tekst piosenki i głośno go śpiewała, co złożyło się na całkowite odśpiewanie "Syren" przez widownię w trakcie bisu. Jeżeli chodzi o sam występ na scenie, to setlista była praktycznie taka sama jak w marcu. Umówmy się, że mając 10 utworów na płycie nie bardzo można zrobić jakieś roszady. Koncert zaczął się utworami "Kokon" i "Lato 76", czyli tak jak zazwyczaj miało to miejsce. Publiczność obudziła się bardziej na trzecim utworze czyli "Krótkie momenty skupienia" i po tym numerze było juz tylko lepiej. Tańczący Rojas na scenie, szalejąca publiczność to wszystko składało się na niesamowite doznania. Do pierwszej części koncertu Rojek dorzucił cover Low "Over the ocean" oraz Johnego Casha "Ring of fire" w tanecznej wersji. Nie zabrakło świetnego wykonania "Good day my angel" z repertuaru Myslovitz czy "Dom nauki wrażeń" Lenny Valentino. Na bis były, jak już wcześniej wspomniałem, "Syreny" odśpiewane przez tłum (pierwszy raz!), "Czas który pozostał" również w dużej mierze odśpiewany przez publiczność i "Pomysł 2". Gdy zespół się kłaniał i schodził już ze sceny, publiczność zaczęła krzyczeć "Dziękujemy!" co przekonało zespół aby zagrać jeszcze jeden utwór... "Beksa".. który również śpiewała głównie widownia.

Jedna z rzeczy, która przy koncertach Rojka jest pewna to to, że świetnie brzmi na żywo. Odkąd wydał solowy album stał się innym człowiekiem. Ciągle jest małomówny, ale to jego urok. W zamian za to tańczy i skacze po scenie co kiedyś było nie do pomyślenia. Można by dyskutować o tym jak wygląda granie na bis tych samych utworów, które były w podstawowym secie. Ale jak to widać dobitnie na przykładzie Artura, ten pomysł się sprawdził. Atmosfera na koncercie była bardzo dobra, podobnie jak nagłośnienie i cała techniczna otoczka. Jedyna rzecz, która mogła denerwować nie była związana z muzyką, a z ludźmi. Można było odnieść wrażenie, że część z nich przyszła nie na koncert, a w ramach lansu i spotkań towarzyskich co mogło skutecznie utrudnić przyjemny odbiór koncertu.

Ocena: 8/10 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz